Infrastruktura
21.12.2017
  • Fotoradary działają punktowo; po minięciu urządzenia większość kierowców głęboko wciska gaz
  • Nieoznakowane fotoradary mogą wywoływać ryzykowne zachowania na drodze, np. gwałtowne hamowanie tuż przed takim urządzeniem
  • Taki efekt nie występuje na trasach, na których są wykonywane tzw. odcinkowe pomiary prędkości.
Jak na kierowców działają fotoradary? To oczywiste, nikt przecież nie lubi płacić mandatów - jeśli ktoś wie, że zbliża się do punktu kontroli prędkości, z reguły zdejmuje nogę z gazu. Wielu kierowców, szczególnie tych, którzy fotoradar dostrzegają w ostatniej chwili, w takiej sytuacji wręcz gwałtownie hamuje. A co dzieje się, kiedy auto minie już punkt pomiaru? Wielu kierowców wciska wtedy głęboko gaz - przecież za radarem można to zrobić już bezkarnie, czyż nie?

Takie zachowanie kierowców to nie tylko polska specjalność - do takich samych wniosków doszli naukowcy, którzy w Belgii, na drodze między Brukselą a Gandawą prowadzili badania nad reakcjami kierowców na urządzenia do pomiarów prędkości. Szybkość przejeżdżających aut mierzono na dłuższym odcinku, zaczynającym się na 2,5 km od fotoradaru i ciągnącym się 3,5 km za radarem. Wykresy prędkości przejeżdżających tą trasą aut przypominały literę V: przed radarem prędkość gwałtownie spadała, za nim - w takim samym tempie rosła. Kierowcy poruszali się - jak to określili twórcy raportu - kangurzymi skokami. To oznacza, że oznakowane i widoczne urządzenia do pomiarów prędkości działają tylko punktowo. Warto je umieszczać dokładnie w tych miejscach, w których oczekujemy od kierowców szczególnej ostrożności, np. tuż przed niebezpiecznymi skrzyżowaniami.

Niektórzy specjaliści twierdzą, że w wielu sytuacjach fotoradary nie przynoszą realnej poprawy bezpieczeństwa -  przesuwają niebezpieczne punkty o kilkaset metrów czy kilka kilometrów w jedną lub drugą stronę. Hamowanie na prostej drodze przed samym radarem jest niebezpiecznym manewrem - inni kierowcy, którzy nie wiedzą o tym, że zbliżają się do punktu pomiaru prędkości, mogą nie być na to przygotowani.

Stosowanie zupełnie nieoznakowanych lub wręcz zamaskowanych fotoradarów może być jeszcze bardziej niebezpieczne - im później kierowca zauważy takie urządzenie, tym gwałtowniejsza stanie się jego reakcja.  

Odcinkowe pomiary prędkości


Fot. GITD

Jak wymusić na kierowcach jazdę zgodną z przepisami na dłuższym odcinku drogi, a nie tylko tuż przed radarem? Po to wymyślono systemy tzw. odcinkowego pomiaru prędkości. Składają się one z kamer rejestrujących wjazd pojazdów na odcinek pomiarowy oraz jego opuszczenie. Na podstawie czasu przejazdu system wylicza średnią prędkość poszczególnych aut. Oczywiście, takie rozwiązanie może być stosowane tylko tam, gdzie na danym fragmencie drogi obowiązuje jednakowe ograniczenie. Odcinki mogą mieć od kilkuset metrów do kilkunastu kilometrów. W Polsce tras monitorowanych w ten sposób jest ok. 30. Okazuje się jednak, że i odcinkowy pomiar prędkości ma również wady i słabe strony. Jeśli odcinki pomiarowe są np. zbyt długie, to kierowcy szybko uczą się tego, że np. część trasy można pokonać znacznie szybciej, niż pozwalają na to przepisy, a później albo zwolnić, albo wręcz zatrzymać się na chwilę na poboczu po to, żeby średnia z całego odcinka była odpowiednia. Bardzo ważne jest też to, żeby kierowcy wiedzieli, jakie ograniczenie obowiązuje na danym odcinku. Nie wszędzie tak jest! W Polsce przy wjeździe na niektóre trasy kierowca jest informowany tylko o tym, że znajduje się na odcinku objętym pomiarem prędkości - na niektórych trasach efekt tego jest taki, że część kierowców zwalnia do mniej niż 50 km/h, mimo że na danym odcinku można jechać np. 90 km/h. To, że niektórzy jadą znacznie wolniej od innych, wcale nie zwiększa bezpieczeństwa, a tylko prowokuje niebezpieczne sytuacje.
Tak czy inaczej - na trasach z odcinkowym pomiarem prędkości efekt „kangurzych skoków” (czyli gwałtownego hamowania przed radarem i przyspieszania za nim) nie występuje, a tam, gdzie są one poprawnie oznakowane i dobrze zaprojektowane, ruch odbywa się płynnie.


Fot. GITD